środa, 28 grudnia 2011

Żeńskie drużyny pożarnicze


 OSP Łęki miała w przeszłości dwie Żeńskie Drużyny Pożarnicze. Obydwie istniały zaledwie po kilka lat.
Pierwsza z nich została utworzona w 1946 r., a decyzja o jej zwołaniu zapadła na pierwszym po wojnie zebraniu wyborczym Straży. Członkiniami i założycielkami było 7 dziewcząt dziewcząt wieku 17-22 lat: Zofia Brzozowska, Helena Cegielski, Katarzyna Dziubek, Zofia Kolasa, Janina Radwan, Janina Skęczek i Maria Zarzycka. Wkrótce potem szeregi zasiliło kolejne 8 dziewcząt, tak więc pierwsza drużyna liczyła w sumie 15 ochotniczek, którymi opiekował się Wojciech Żmudka. Drużyna istniała tylko dwa lata i ostatecznie przestała istnieć w 1949 roku.
            Na drugą drużynę trzeba było czekać aż do 1966 r. Sprawami organizacyjnymi zajęła się wówczas Krystyna Januszyk, wyznaczona na komendanta. Szkoleniem zajmował się Stanisław Drabczyk. Dziewczęta wygrały zawody rejonowe w Osieku w 1968 r., a w 1971 r. zajęły czwarte miejsce na zawodach wojewódzkich w Krakowie. Ochotniczki dbały również o wystrój remizy i otoczenia wokół niej. Organizowały imprezy kulturalno-oświatowe i przygotowywały strażackie zabawy, a także prowadziły kontrolę przeciwpożarową na terenie wsi. Drużyna istniała do 1973 r., kiedy to podjęto decyzję o jej rozwiązaniu, na skutek braku napływu nowych członkiń. W gronie ochotniczek znalazły się 23 dziewczyny: Teresa Drabczyk, Zofia Drabczyk, Krystyna Drabek, Antonina Gasidło, Janina Gawęda, Agnieszka Grygierczyk, Krystyna Januszyk, Władysława Kubajczyk, Anna Matlak, Rozalia Maślak, Stanisława Matlak (ur.1953 r.) Stanisława Matlak (ur. 1956), Maria Misik, Stefania Misik, Janina Nikiel, Zofia Olszewska, Teresa Sosnowiec, Michalina Szyszka, Aleksandra Topa, Anna Witkowska, Maria Zarzycka, Janina Żak i Łucja Żak.

Na podstawie "Zarys Dziejów Ochotniczej Straży Pożarnej w Łękach 1893-1998" autorstwa Kazimierza Dziubka. 

poniedziałek, 26 grudnia 2011

Szopka Bożonarodzeniowa w Bielanach


 Jak co roku przy ołtarzu polowym w parafii św. Macieja w Bielanach oglądać można piękną szopkę Bożonarodzeniową.




czwartek, 22 grudnia 2011

Wigilijny kompot z pieczek

Kompot z pieczek albo z suszu,  jak kto woli, to wigilijne danie, którego nie może zabraknąć na żadnym świątecznym stole. Ale kompot z fasolą lub grochem, to potrawa iście regionalna, charakterystyczna dla terenów Podbeskidzia.
W Łękach jada się fasolę z kompotem od zawsze. Obowiązkowo. Ja nie protestuję, choć nie smakuje to zbyt dobrze. Siła tradycji jest jednak w tym wypadku najważniejsza.
Jak zrobić groch z kompotem z pieczek?

Pieczki (kawałki jabłek, gruszek) suszymy od lata do jesieni, na słońcu lub w piecu (w rurze). Śliwki najlepsze są wędzone, oczywiście w przydomowej wędzarni, jeśli ktoś posiada. Ostatecznie można je kupić w sklepie lub użyć suszonych śliwek kalifornijskich. Żadnych moreli, żadnych suszonych bananów nie dodajemy!
Suszone owoce moczymy w wodzie na dzień przed wigilią. Gotujemy w lekko osolonej wodzie około godzinny, aż owoce zmiękną. Można dodać szczyptę cynamonu, kilka goździków. Słodzić należy miodem, ewentualnie cukrem, według uznania.

Fasolę Jaśka lub groch moczymy również w wodzie dzień wcześniej, aby nie gotował się zbyt długo. Po ugotowaniu groch należy odcedzić. Fasolki zalewamy kompotem i ...delektujemy się wybornym smakiem :)

Oświadczenie

Drodzy Czytelnicy,
na łamach czasopisma CZAS ukazał się felieton pani Filozofki, dotyczący dziennikarstwa obywatelskiego i powstania kilku witryn dotyczących sołectw naszej gminy, do których odnośniki znajdują się również na tym blogu.
Pragnę podziękować za reklamę bloga na łamach CZASU, a jednocześnie zaznaczyć, że blog nie powstał z inicjatywy osób powiązanych w jakikolwiek sposób ze stowarzyszeniem MiG XXI ani jakichkolwiek ugrupowań politycznych działających na terenie naszej gminy.
Blog Moja Mała Ojczyzna jest całkowicie apolityczny i służy jedynie kultywowaniu tradycji i dbałości o lokalną historię.

wtorek, 20 grudnia 2011

Kalendarz strażacki na 2012 rok

Tegoroczny kalendarz naszych strażaków szczególnie
przypadł mi do gustu. Zdobią go unikatowe zdjęcia z lat 20-tych, 50-tych i 60-tych, na których wielu mieszkańców Łęk znajdzie swoich bliskich.


Udało się ustalić nazwiska osób znajdujących się na zdjęciu z 1930 roku (pierwsze zdjęcie z prawej strony). Są to: od góry od lewej Jan Dusik,
Antoni Gabryś, Władysław Radwan, Jan Chwierut, Józef Drabek, Ignacy Matlak, Andrzej Dziubek, Antoni Drabek, Jan Januszyk, Jan Babiuch, Andrzej Dusik, Józef Dziubek, Józef Amrozi, Franciszek Koryciński, Antoni Januszyk, Andrzej Majda, Józef Żmudka, Franciszek Wójcik i Stanisław Jasiński.


P.S.

Jeśli ktoś z Państwa zechce podzielić się swą wiedzą, w jakich okolicznościach zostały zrobione owe zdjęcia i kto się na nich znajduję, zachęcam do kontaktu.


środa, 14 grudnia 2011

O wróżeniu pogody

"Od Łucji do Wilii licz dwanaście dni,
a w jakim to sobie toku,
słonko we dnie, w nocy gwiazdy,
światłem tuż po sobie lśni,
takim będzie miesiąc każdy,
w nadchodzącym tobie roku"



Przepowiadanie pogody to nie tylko domena górali. W Łękach, zwłaszcza w gronie osób starszych, popularny jest zwyczaj obserwacji pogody począwszy od dnia świętej Łucji (13 grudnia) do Wigilii. Przez okres dwunastu dni bacznie przyglądamy się niebu i na tej podstawie wnioskujemy, jaka będzie aura w poszczególne miesiące. 
Póki co styczeń będzie ciepły i bez opadów. Równie sucho, ciepło i pogodnie będzie w lutym. Cóż, na nartach chyba nie pojeździmy, ale zaoszczędzimy na ogrzewaniu i utrzymaniu dróg. 
Jaki będzie marzec, okaże się jutro. Zachęcam do obserwacji pogody.Ponoć natura nie kłamie, a grudniowe przepowiednie pewniejsze są od zapowiedzi stacji meteorologicznych. 

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Podłaźniczka, Diduch i szczodroki




Kilka wieków temu, zanim Boże Narodzenie stało się świętem komercji i kiczu, ludzie z nadzieją i optymizmem spoglądali w niebo. Widzieli na nim prawdziwego zwycięzcę – Słońce, które począwszy od 22 grudnia znów zdobywało władzę nad ciemnością. Rozpoczynały się Święta Godowe (słowiańskie Boże Narodzenie), trwające do dzisiejszego święta Trzech Króli.
Podczas trwania Godów zaprzestawano wszelkiej pracy fizycznej i spędzano czas na wzajemnych odwiedzinach, przyjmowaniu gości, obdarowywaniu się prezentami i śpiewaniu tradycyjnych, starych pieśni. W każdym domostwie ustawiano Dyducha, czyli skoszony podczas żniw snop pszenicy, owsa lub żyta, reprezentujący duchy przodków. W celu zapewnienia obfitości przyszłorocznych zbiorów ustawiany był kłosem do góry. Belki sufitu zdobiła podłaźniczka, czyli słowiańska choinka, którą robiono z czubka jodły zawieszanej wierzchołkiem w dół. Dekorowano ją jabłkami, orzechami, łańcuchami z główek lnu i opłatkami wycinanymi w rozmaite wzory. Choinka, którą znamy pojawiła się w Polsce dopiero w XIX wieku i jest zwyczajem zaczerpniętym z protestanckich Niemiec.
            W czasie Godów każde domostwo nawiedzane było przez grupy kolędnicze. Podłaźnicy odwiedzali gospodarstwa do końca roku i składali gospodarzom wierszowane życzenia pomyślności i dostatku. Wspólnie śpiewano kolędy i częstowano się nawzajem świątecznymi przysmakami. Do chałup zaglądali też szopkarze, czyli chłopcy z własnoręcznie zrobioną szopką lub kolorową gwiazdą, których wesoły śpiew roznosił się po okolicy. Kolędnicy wystawali pod oknami chaty i czekali na uprzejme zaproszenie gospodarzy. Podobnie jak, nieco bardziej widowiskowe grupy herodów, których przedstawienia miały charakter religijny. Długość przedstawienia i liczba postaci była różna, ale zawsze występował król Herod, żołnierze, Żyd, śmierć i diabeł. Piękne rekwizyty i specjalnie dobrane stroje, sprawiały, że każdy gospodarz chętnie witał w swym progu wiejskich aktorów. Równie chętnie wpuszczano do domostw grupy z maszkarami – turoniem lub niedźwiedziem. Ta grupa kolędników skłonna była do figli i dowcipów. Turoń straszył kobiety i dzieci kłapiąc paszczą i dzwoniąc dzwoneczkiem. Kolędowaniu towarzyszyły tańce i psoty. W Nowy Rok do domów pukali szczodroki - młodzieńcy, którzy nie stronili od napitku, robiący wiele hałasu i wprowadzając atmosferę zabawy.
            Święto Godów było wyjątkowym okresem w roku. Ludzie czekali na nie z utęsknieniem i godnie celebrowali początek nowego życia. Nie było telewizji, błyszczących prezentów, kolejek w sklepach, czerwonego Mikołaja, zbędnych wydatków. Byli bliscy i przyjaciele. I to wystarczyło, by poczuć świąteczną atmosferę. Oby każdy z nas umiał poczuć tą radość w sobie.
Wesołych Godów, Wesołego Bożego Narodzenia. 

piątek, 2 grudnia 2011

Czas na pierniki

Święta zbliżają się wielkimi krokami. A dla mnie, i pewnie wielu z Was, nie ma świąt bez PIERNIKÓW.
Poniżej przedstawiam przepis na ciasteczka, który znają najstarsze mieszkanki Łęk. Ciasto zawsze się udaje i jest bardzo proste w przygotowaniu. Najważniejszy jest jednak czas. Piernik musi dojrzewać, w tym tkwi jego tajemnica.
Składniki;
1 kg mąki pszennej,
1/2 l miodu
1/2 szklanki cukru
kostka masła lub smalcu (żadnej margaryny)
3 jajka
szklanka piwa
3 łyżeczki sody oczyszczonej,
pół szklanki mleka
100 g zmielonych orzechów włoskich
kilka łyżek skórki pomarańczowej lub pokrojone rodzynki
pół łyżeczki soli
przyprawy do piernika (mogą być gotowe)-cynamon, kardamon, gałka muszkatołowa, imbir, goździki, odrobina kakao

Przygotowanie: 
Ciasto najlepiej zarabiać w św. Katarzynę, najpóźniej na św. Barbarę. 


Mleko podgrzać i wymieszać z sodą. Do dużego garnka wlać piwo, dodać cukier, miód i tłuszcz. Zagotować na wolnym ogniu. Następnie dodać kakao i przyprawy. Lekko wystudzić.
Mąką przesiać na sitku do glinianej miski, dodać sól, orzechy i bakalie. Wbić jajka, wlać mleko z sodą, a następnie wystudzone piwo z miodem i resztą składników. Wyrobić ciasto ręką. Nie używamy żadnych mikserów. Tak powstałą masę należy włożyć do glinianego garnka i nakryć ściereczką. Wstawić do zimnej i ciemnej piwnicy. Ciasto powinno leżakować koło miesiąca.
Po leżakowaniu kroimy na małe kawałki, wałkujemy i wycinamy ciasteczka. Wierzch smarujemy jajkiem roztrzepanym w mleku i odstawiamy do piekarnika na maksymalnie 10 minut w temp. 180 stopni. Najlepiej piec je w rurze, jeśli ktoś ma jeszcze piec węglowy.

Po upieczeniu pieniki układamy warstwami i przekładamy owiniętymi w ściereczkę obierkami z jabłek. Obierki zmieniamy co dwa dni, a całość nie powinna trwać dłużej niż tydzień. Wówczas ciastka będą miękkie i aromatyczne. Wtedy można je dekorować według uznania.

Smacznego:)

środa, 9 listopada 2011

O klęskach żywiołowych, które nawiedzały Łęki

Przed powstaniem w 1893 r. Straży Pożarnej w Łękach nie było żadnej zorganizowanej formy walki z żywiołami. Epidemie, powodzie i pożary czyniły prawdziwe spustoszenie.
Najgroźniejsze były wylewy Soły i je dopływów. Pierwsza ze znanych tragedii miała miejsce w 1504 r. Powódź była tak wielka, że wezbrana Soła całkowicie zniszczyła sąsiadującą z Łękami wieś Szparowice (!), która przestała istnieć. W inwentarzu zamku oświęcimskiego z 1549 r. napisano, że na folwarku w Łękach zbiera się rocznie dwa brogi siana "kiedy woda nie popsuje". Groźna była powódź w maju 1652 r. W 1765 r. wybrańcy łęccy Franciszek i Anna Skalińscy skarżyli się lustratorom królewskim, "że im wiele gruntu Soła rzeka zabrała jeden tylko kamieniec nieużyteczny zostawiwszy". Piotr Małachowski, posesor Łęk, pisał w 1771 r. :"w Łękach rzeka Soła przez wylewy i podmywanie brzegów znaczne robi szkody i wymaga ciągle robienia tam i jazów". Najgroźniejsza chyba powódź miała miejsce w 1813 r. Wtedy to w Łękach Soła zmieniła koryto i przesunęła się o kilkadziesiąt metrów na zachód. Z kolei powódź w 1903 r. zniszczyła część starego cmentarza przy bielańskim kościele tak, że"trumny i kości pływały falami". Soła wylewała systematycznie niemal co roku. Skutki powodzi starano ograniczać się poprzez budowę specjalnych umocnień brzegowych, tzw. trawer. Końcem XIX w. było ich w Łękach 12, do dziś zachowały się jeszcze trzy.

Groźne i niszczycielskie były wylewy nie tylko Soły, ale i Macochy. Koniecznością jej regulacji zajął się nawet Sejm Krajowy we Lwowie w 1892r. Gmina Łęki skarżyła się, że "woda potoku Macochy zalewa nie tylko grunta, ale wchodzi do domów, stodół, studzien i piwnic". Na terenie Łęk Macochę uregulowano w latach 1911-1917. Wykonano także regulację potoku Bystrz na granicy Łęki i Bielan (kanał Ulgi). Niestety nie dokończono na odcinku Katański Gaj-Soła. Skutki są do dzisiaj widoczne bo Bystrz zalewa pastwisko co kilka lat.

Oprócz powodzi jeszcze inne nieszczęścia spadały na Łęki. Wielokrotnie nawiedzały wieś zarazy, którym najczęściej towarzyszyły nieurodzaje, głód i wysoka śmiertelność. Najtragiczniejsze pod tym względem były lata1797, 1807, 1826, 1846-1849, 1883-1884.



Pierwsza wzmianka o pożarze w Łękach pochodzi z 1778r. Wtedy to chłop łęcki Jakub Malec "pogorzał i czynszu powinnego nie oddał". Ówczesny starosta oświęcimski i posesor Łęk Piotr Małachowski zwolnił doświadczonego przez pożar Jakuba Malca z obowiązku uiszczenia pańszczyzny. W 1808 r. spalił się dom Ignacego Burdy, ekonoma na folwarku dworskim. Być może, że przy pożarze poważne obrażenia odniósł sam Burda, bo zmarły w tym samym roku, mając zaledwie 43 lata. W 1858 r. spalił się dom nr 32 Wojciecha Szczęsnego. W 1872 r. miał miejsce pożar u Franciszka Gabrysia nr 80, nie wiadomo jednak czy palił się dom czy też zabudowania gospodarcze.

Łęki były wielokrotnie nawiedzane przez klęski żywiołowe. W końcu XIX w. dojrzała myśl, aby założyć we wsi organizację spieszącą na pomoc i ratunek w przypadku żywiołu, a zwłaszcza ognia.


Ze wstępu do "Zarysu dziejów Ochotniczej Straży Pożarnej 1893-1998
autorstwa Kazimierza Dziubka.









Prace na stadionie ŁKS „Soła” Łęki

Łęcki klub wzbogaci się w kolejnym sezonie sportowym o nową murawę. Na terenie stadionu prowadzone są prace związane z renowacją nawierzchni boiska oraz stawiana wyremontowana wiata i kładziona kostka brukowa.


Obok głównej murawy powstaje właśnie drugie boisko z nawierzchnią trawiastą o wymiarach 91 x 48 metrów. Obecnie trwają prace ziemne; nakładane są kolejne jej warstwy i sypane nawozy mineralne, mające przyspieszyć wzrost trawy, która wkrótce zostanie zasiana. Na boisku zainstalowana będzie także instalacja zraszająca. Wzdłuż głównej murawy kładziony jest również chodnik z kostki brukowej, na którym wznoszona jest wyremontowana wiata. Koszt inwestycji to 125 tys. zł. Całość środków pochodzi z budżetu Gminy Kęty.
Termin zakończenia prac budowlano-remontowych na terenie stadionu ŁKS „Soła” Łęki to 18 listopada.

Artykuł zamieszczony na serwisie Info-Kęty.
http://www.info.kety.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=3201:prace-na-stadionie-lks-soa-ki&catid=1:aktualnopci&Itemid=30

wtorek, 8 listopada 2011

Lokalny przysmak

"Przysmaki z Doliny Soły" to niezwykła książka kucharska, na którą złożyły się przepisy członkiń Kół Gospodyń Wiejskich z gminy Kęty, Chełmek, Oświęcim i Brzeszcze. Znajdują  się tam również dwa przysmaki zaproponowane przez łęckie gospodynie - Fuła i schab panierowany z pieczarkami i serem. Palce lizać!




Jak zrobić Fułę?






Składniki:
4 szklanki otrąb lub pszenicy grubo mielonej
1,5 litra wody
1 łyżeczka soli
   0,5 kg boczku wędzonego


Zagotować wodę z solą. Wsypać otręby (pszenicę) i parzyć ok.1 godziny. Podawać polane wytopionym tłuszczem i skwarkami z boczku. Z kwaśnym mlekiem ...

A teraz panierowany schab...


Składniki:

60 dkg kotleta bez kości
20 dkg pieczarek
1 cebula
6 plasterków sera żółtego
bułka tarta do panierki
                                                                            sól, pieprz, olej do smażenia,
                                                                            jajko

Kotlety nacinamy robiąc kieszonkę i przyprawiamy solą i pieprzem. Pieczarki kroimy drobno, cebulę w kostkę i smażymy razem . Do każdej kieszonki dajemy 1 plaster sera i pieczarki, spinamy wykałaczką, panierujemy a następnie smażymy.
Idealne na świąteczny obiad...










środa, 2 listopada 2011

O Edwardzie Rudzińskim słów kilka




Znakomita ziemiańska rodzina Rudzińskich herbu Prus III związana była z Łękami od 1901 r. Wtedy to dobra łęckie kupili od Lucjana Wrotnowskiego Hipolit i Gizela Rudzińscy i tu zamieszkali. Hipolit Rudziński (1858-1904) zmarł w Gesendorf koło Wiednia. Wdowa po nim, Gizela Rudzińska z domu Barańska (1873-1950) sprzedała w 1907 r. dobra łęckie kuzynowi Hipolita, Oskarowi Rudzińskiemu. Ten ostatni mieszkał już wtedy w Osieku, którą to posiadłość nabył w 1885 r. W ten sposób Rudzińscy stali się właścicielami dóbr położonych głownie w Osieku i Łękach, ale także w Bielanach i na Zasolu.
Znamienitą osobistością rodziny Rudzińskich był niewątpliwie Edward Rudziński, który urodził się 1 czerwca 1891 r. w Osieku. Był trzecim z kolei z czterech synów Oskara i Gabrieli z Wrotnowskich. Edward ukończył w 1909 r. gimnazjum klasyczne w Bielsku, by następnie studiować leśnictwo w Wyższej Szkole Rolniczej w Wiedniu, uzyskując w 1914 r. tytuł inżyniera. Specjalizował się ponadto w rybactwie i hodowli ryb.  W 1919r. po śmierci ojca przejął wspólnie z braćmi Andrzejem i Marianem zarząd nad dobrami osieckimi. Edward podążając śladami ojca zainteresował się gospodarką stawową, zarówno od strony teoretycznej jak i praktycznej. Jego hodowla szczepu karpi osieckich uznawana była w okresie międzywojennym za najlepszą w Polsce. Tu zaopatrywały się prawie wszystkie gospodarstwa stawowe w tarlaki dla odświeżenia krwi. Ukoronowaniem osiągnięć Rudzińskiego był złoty medal dla karpi osieckich na Powszechnej Wystawie Krajowej w Poznaniu w 1929 r. Cechą charakterystyczną prac Rudzińskiego było podejście praktyka, który szukał dla wyjaśnienia zaobserwowanych zjawisk naukowego wytłumaczenia. Największe znaczenie miały pionierskie nie tylko na skalę europejską, ale i światową, badania nad dziedziczeniem pokrywy łuskowej karpi. Rudziński odkrył działanie praw Mendla w hodowli karpi i jako pierwszy wykazał doświadczalnie, z pokrywa łuskowa u krapi dziedziczona jest według tych praw. Z innych osiągnięć Rudzińskiego w dziedzinie ichtiologii wymienić należy prace dotyczące selekcji karpia, zależności występowania łusek na ciele karpi oraz tempo ich wzrostu. Wyniki swoich prac badawczych Edward publikował w wielu fachowych pismach zarówno polskich, jak i zagranicznych.
                Edward Rudziński był bardzo aktywny zawodowo. Przed wojną był członkiem Związku Organizacji Rybackich w Warszawie, prezesem Sekcji Rybackiej Związku Ziemian w Krakowie. W 1936 r. opracował dla Ministerstwa Skarbu projekt klasyfikacji gruntów pod wodami dla ustawy o podatku gruntowym. W 1945 r. zarządzał gospodarstwami stawowymi o powierzchni 4000 ha w Miliczu. W 1947 r. utworzył w Związku Organizacji Rybackich Komisję Selekcji Karpia i był jej przewodniczącym do 1949 r. Od 1949 r. był biegłym sądowym w zakresie rybactwa śródlądowego przy Sądzie Apelacyjnym w Krakowie. Od 1957 r, pracował w Zakładzie Biologii Wód Polskiej Akademii Nauk w Krakowie. Będąc już na emeryturze pracował jeszcze jako konsultant naukowy w Rybackiej Stacji Doświadczalnej Krakowskiej Akademii Rolniczej w Mydlnikach.
                Edward początkowo mieszkał w Osieku. Po założeniu rodziny, w 1921 r. zamieszkał w Łękach i pozostał tu aż do wybuchu wojny. Brał aktywny udział w życiu wsi. Do 1935 r. był członkiem Rady Gminnej, a w latach 1935-1939 członkiem Rady Gromadzkiej w Łękach. Często zabierał głos na zebraniach, a jego wystąpienia zawsze spotykały się z aprobatą pozostałych radnych. W 1936 r.  był inicjatorem urządzenia domu gminnego dla potrzeb różnych instytucji wiejskich, co zostało zrealizowane. Szczególnie angażował się w sprawy szkolnictwa. Był długoletnim członkiem Rady Szkolnej Miejscowej w Łękach. W 1938 r. wysunął projekt wybudowania we wsi nowej szkoły. Według niego Łęki pod względem szkolnictwa stoją bardzo źle, m.in. z powodu braku odpowiedniego budynku szkolnego. Prace przygotowawcze zostały rozpoczęte, jednakże wybuch wojny przekreślił tą wspaniałą ideę. Rudziński był także przyjacielem Straży Pożarnej, choć nie był jej członkiem. Brał udział w uroczystościach strażackich, przekazywał wiele cennych nagród na loterie organizowane przez straż. W latach 1934-1939 był prezesem Kęckiej Spółki Wodnej. Zarząd spółki tworzyli wtedy: Jan Czecz, Andrzej Dusik, Adam Fryda, Edward Rudziński, Antoni Seweryn i Benedykt Tyszkiewicz. Spółka ta nadzorowała gospodarkę wodną rzeki Macochy i jej do- i odpływy.
                Gospodarstwo Rudzińskich było wielokomórkowe. Prowadzono hodowlę ryb, produkowano karpia konsumpcyjnego i narybek karpia. Na dużą skalę hodowano było mleczne klasy fryzyjskiej. W skład dóbr wchodziły dwie gorzelnie, młyn, cegielnia, tartak, browar oraz wytwórnia wódek i likierów. W Łękach była gorzelnia, obory, prowadzono polowe. Gospodarstwo Rudzińskich było znaczącym pracodawcą  dla mieszkańców Łęk. Dla przykładu w 1922 r. były tu zatrudnione na stałe 33 osoby, a kilkadziesiąt osób pracowało w okresie wiosenno-letnim.
                Dom Rudzińskich gościł w swoich progach wiele znakomitych osób. W 1929 r. dobra Rudzińskich odwiedził prezydent Rzeczypospolitej Ignacy Mościcki.
Po wybuchu wojny Rudziński zgłosił się na ochotnika do Komendy Szwadronu Zapasowego 8 pułku ułanów w Krakowie i od 3 września brał udział w walkach.  Majątek Łęki-Bielany-Osiek został przejęty przez władze niemieckie, a Rudzińscy zostali wysiedlenie do Generalnego Gubernatorstwa. Zamieszkali w Krakowie. Od wiosny 1941 r. aż do końca wojny Rudziński pracował w Związku Organizacji Rybackich , jako kierownik sekcji hodowli karpia i melioracji stawów. Organizował pomoc techniczna i finansową dl zniszczonych przez wojnę gospodarstw stawowych. Przez całą wojnę Rudziński działał  aktywnie w ruchu oporu, działał w Armii Krajowej. Po utworzeniu obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu Rudziński wspierał Grupę Przyobozową  Batalionów Chłopskich Wojciech Jekiełka i udzielał jej pomocy finansowej.
                Po wojnie majątek Rudzińskiego przejęła Polska Akademia Umiejętności w Krakowie, a następnie utworzono tu Państwowe Gospodarstwo Rolne. Z obszaru dworskiego wydzielono kilka działek, na których wzniesiono budynki przedszkola i remizy Ochotniczej Straży Pożarnej. Obecnie zabudowania podworskie popadły w ruinę, gorzelnia jest nieczynna. Po pięknym niegdyś parku i ogrodzie nie ma śladu.
                Edward Rudziński zmarł w Warszawie w 1980 r. Ostatnie trzy lata swojego życia spędził właśnie w tym miejscu. Pochowano go jednak w Krakowie, na cmentarzu Rakowickim, obok małżonki Ewy z Dulębów. 

Autorem artykułu jest Kazimierz Dziubek .

piątek, 30 września 2011

Kto w Łękach bywał…


W przeszłości bywało w Łękach wielu znamienitych gości o nietuzinkowych życiorysach.


Zacznijmy od francuskiego generała! Był rok 1770, kiedy to w łęckim folwarku gościł Charles Francois Dumouriez – minister wojny i spraw zagranicznych z okresu rewolucji francuskiej. Dlaczego zawitał do Łęk? Z pewnością miało to związek z konfederacją barską. Ziemia oświęcimska była silnym ośrodkiem wspierającym działalność konfederatów. W 1769 r. w Białej powstała centralna władza konfederacji- Generalność. Ów generał przybył do Białej w sierpniu 1770 r. aby służyć pomocą rewolucjonistom. Przyczynił się do powstania sieci punktów warownych na Jasnej Górze, w Lanckoronie i Tyńcu. Został jednak pobity przez wojska rosyjskie pod wodzą Aleksandra Suworowa w bitwie pod Lanckoroną 23 maja 1771. Wówczas wyjechał z Polski. 



Łęki były ponadto odwiedzane przez biskupów krakowskich. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że nigdy nie było tu ani kościoła ani parafii.  W dniu 08.06.1883 r. przybył z wizytą kanoniczną do kościoła w Bielanach biskup Albin Dunajewski. Następnego dnia, tj. 09.06.biskup odwiedził łęcką szkołę. W księdze lustracyjnej pozostawił własnoręcznie skreślone słowa:
Dnia 9 czerwca 1883 r. zwiedziłem w czasie wizyty kanonicznej szkołę w Łękach, a widząc pracę Pana Nauczyciela i postęp dzieci błogosławiąc, życzenia najszczersze dalszego rozwoju dla chwały Bożej dobra Ojczyzny pozostawiam. +Albin Biskup Krakowski”. 

W rękopiśmiennym sprawozdaniu z tej wizyty przechowywanym w Archiwum Kurii Metropolitalnej w Krakowie znajduje się notatka, że wizyta w szkole w Łękach biskupowi „najmilsze wrażenie  sprawiła tak dla śmiałych i dobrych odpowiedzi dzieci jak i gorliwości nauczyciela. Daj Boże by tacy wszędzie byli:. Warto jeszcze zaznaczyć, że nauczycielem, który tak dobre wywarł wrażenie na biskupie, był wtedy w Łękach Nikodem Bojakowski.
            W dniu 10.09.1926 r. przy okazji wizytacji kanonicznej kościoła bielańskiego, odwiedził Łęki biskup Adam Stefan Sapieha (1867-1951). Biskup Sapieha przyjechał do Łęk na zaproszenie właściciela dóbr łęckich Edwarda Rudzińskiego. 

            Sługę Bożą Matkę Celinę Borzęcką zaliczyć można wręcz do bywalczyni w Łękach. Matka Celina Borzęcka wraz z córką Jadwigą były założycielkami Zgromadzenia Sióstr Zmartwychwstania Pańskiego. W latach 1891-1900 odwiedziła Łęki niezliczoną ilość razy. Przyjeżdżała tu do Gabrieli Wrotnowskiej, swej serdecznej przyjaciółki i zarazem dobrodziejki klasztoru. Gabriela oddała nieocenione usługi Siostrom w jakże trudnym, początkowym okresie organizacji życia klasztornego. Wspierała zakon moralnie i materialnie. 


Kilka wycinków  z kronik klasztornych i listów Matki Borzęckiej

„Potem herbata w Łękach i zawieźli mnie karetą do Kęt” (1892)
„Wracam z Łęk bardzo rada, że tam byłam”(1892)
„List otrzymałam w chwili wyjazdu do Łęk-poczciwa pani Wrotnowska uważa, ze mnie wszyscy znać powinni” (1892)
„Pani Wrotnowska zabrała Matkę naszą do siebie na obiad” (1894)
„”Matka wróciła po jednodniowym pobycie w Łękach” (1898)

Również w Łękach odbyło się uroczyste pożegnanie Matki Borzęckiej, z udziałem okolicznego ziemiaństwa, przed jej dłuższym wyjazdem do Rzymu.

            W 1879 r. odwiedził Łęki Kazimierz Chłędowski, historyk, eseista i powieściopisarz, ale i polityk. Był długoletnim urzędnikiem ministerialnym w Wiedniu. W 1899 r. został ministrem dla Galicji w austriackim rządzie Clary’ego i Witteka. Rozmiłowany był w kulturze i sztuce Włoch, którym poświecił kilka świetnych monografii. Napisał wiele studiów obyczajowo-historycznych. Był  autorem znakomitych, nieco skandalizujących „Pamiętników”. Właśnie w nich poświęcił sporo miejsca Łękom i Wrotnowskim. Chłędowski był szwagrem Lucjana Wrotnowskiego, syna Antoniego, właściciela dóbr łęckich.
           

            W Łękach gościło jeszcze wielu polityków i mniej znanych pisarzy. Nie sposób jednak nie wspomnieć o Julianie Fałacie, cenionym malarzu, który pochodząc z ubogiej rodziny sam zapracował na swoje studia w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. W Łękach bywał tuż przed ślubem z  Marią Luizą Comello Stuckenfeld- piękną i młodą Włoszką. Była ona pod opieką Matki Celiny Borzęckiej i tym samym częstym gościem dóbr łęckich. Podobnie jak jej przyszły małżonek. Ślub wzięli w kościele śśw. Małgorzaty i Katarzyny. Potem ruszyli w podróż poślubną.
            Miejmy nadzieję, że jeszcze wielu znanych i cenionych ludzi odwiedzi Łęki. Póki co mamy powody do dumy :)

Na podstawie artykułu Kazimierza Dziubka 
"O Łękach i ich gościach niektórych", zamieszczonego w Almanachu Kęckim z 2002r.

środa, 28 września 2011

Powstaje nowy chodnik

 Dzięki staraniom pani sołtys będziemy mieć w Łękach kolejny fragment chodnika, wzdłuż ulicy Piastowskiej. Odcinek między ulicą Słoneczną a Kasztanową będzie z pewnością dużo bezpieczniejszy dla pieszych. Gdyby jeszcze kierowcy zatrzymywali się na pasach, widząc oczekujących przechodniów, byłoby po prostu wspaniale.





Ekipa drogowców, pomimo wczesnego poranka pracuje... Z dnia na dzień widać postępy ich działań.

Przedszkolaki w łęckiej filii







Podczas wtorkowych popołudniowych spotkań z książką (27 września), uczestniczące w zajęciach dzieci wysłuchały opowieści o koralach pani jesieni. Rozmawialiśmy o spadających liściach, rudych kasztanach i wyprawach na grzyby. Z kolorowego papieru powstały wesołe muchomorki, które teraz zdobią biblioteczne półki. Bawiliśmy się w rzut kasztanem do celu i naśladowaliśmy ruchy swoich kolegów. Potem nadszedł czas na szperanie w książkach i poszukiwanie najpiękniejszych bajek.

                 W środowy poranek (28 września) bibliotekę odwiedziła grupa starszaków z pobliskiego przedszkola. Dla wielu dzieci była to pierwsza wizyta w bibliotece, dlatego też dzieci postanowiły zostać przyjacielem książek. Na kartonie odrysowały swoje ręce i wysłuchały opowieści o  przyjaźni. Każdy chętnie opowiadał o swoich kolegach i koleżankach, a także o tym, jak należy dbać o przyjaciół. Potem przy dźwiękach muzyki bawiliśmy się w jesienny deszczyk, szukając schronienia pod papierowymi parasolami. Dzieci z radością oglądały książeczki i zapowiedziały, że wkrótce znów odwiedzą bibliotekę.